czwartek, 26 listopada 2015

Kraina mlekiem i NIE miodem płynąca


Matka jak tylko zaszła w ciążę wyobrażała sobie siebie po porodzie, tulącą swojego Syna przy piersi. Miała bardzo silne marzenie i bardzo silne pragnienie karmienia piersią.

Pragnienie było tak mocne że Matce mleko z piersi ciekło jeszcze będąc w ciąży. Matka co rano od 8 miesiąca ciąży budziła się  z dwiema zaschniętymi plamami siary na biuście. Dziwnie jej z tym było. Ale cieszyła się, bo ponoć to oznaka tego, że mleka Matka będzie mieć pod dostatkiem, a piersi już się przygotowują. Parę razy poranne plamy na piżamie Matki nie były z mleka lecz z krwi. Doktor prowadząca Matkę całą ciąże zbadała jej piersi i powiedziała, że ta krew to wynik oczyszczania się przewodów mlecznych. To ważna informacja dla innych przyszłych Matek. Takie krwawienia się zdążają.
Lepiej najpierw spytaj o to swojego lekarza, a dopiero potem doktora Google. Matka zrobiła odwrotnie. I jak się dowiedziała z internetów, na pewno ma raka, a jak nie to chociaż jakiegoś brodawczaka. Parę nocek Matka nie przespała, stresowała się, a przecież nie wolno, o panikowała się... i jak się okazało nie potrzebne. Na szczęście. Wystarczyło porozmawiać o tym z lekarzem. Na przyszłość Matka już była mądrzejsza.

Potem przyszedł czas na 24 godzinny, wywoływany poród, zakończony nagłym cesarskim cieciem. Matka swojego syna dostała w ramiona dopiero na następny dzień rano. Szanowny Mąż przyniósł dziecko i powiedział, że pielęgniarki kazały karmić. Jako, że oboje z Matką karmić się mieli po raz pierwszy to poprosili o ratunek pielęgniarkę zajmującą się laktacją. 

Szczerze Matka nienawidzi tego słowa... Jest jakieś takie lepkie i tykające jak bomba jednoczenie... 
hmm....

W każdym razie Pani Laktacyjna, jak ją nazwiemy na potrzeby dzisiejszego posta, wzięła w dłonie piersi Matki, podniosła, ścisnęła, trzepnęła, powiedziała że pełne, ale karmienia piersią to ona nam nie wróży. Brodawek nie masz, nie ma za co łapać. Piersi nie przygotowane, co Pan robił przez 9 miesięcy? Trzeba było sutki wyciągać małżonce. Może by przez nakładkę jakoś poszło. Macie nakładki? Jakie? Takie? Beznadziejne, no jak nie macie innych to się karmcie na tych. To przystawić i karmić. Jak? Normalnie? Nie na brzuchu? A Pani po cesarskim... No to już, poduszka i karmimy z pod pachy. Pani laktacyjna ustawiła poduszkę, położyła Syna na niej, ustawiła ręce Matki na jego główce i jej piersi i wyszła. To był pierwszy kontakt Matki z Synem. Właśnie wtedy gdy nieporadnie dotknęła jego główki, ustawiona przez Panią Laktacyjną. Nie był to najlepszy początek znajomości Matki z Synem. Nie zdążyli się przytulić, pocałować, oswoić... Zaczęło się od nerwów. Syn płakał z głodu, bo mimo pełnych piersi wg Pani Laktacyjnej, mleka nie poleciała ani kropelka. Ssał jak na prawdziwego ssaka przystało, tak mocno, że wciągał brodawki Matki do nakładki tworząc gigantyczne podciśnienie i gryzł wszystko razem. Matka zaciskała zęby z bólu i przystawiała. Szanowny Mąż wspierał jak potrafił. Gdyby mógł, to sam by dziecię do piersi przyłożył, widząc jak Matka cierpi. Matka jest mu bardzo wdzięczna za to, że był i za to wszystko co dla nich, dla niej i dla Syna zrobił w tamtych dniach. Ale na to jak Matce leciały łzy po policzkach z bólu podczas karmienia mógł tylko patrzeć. 

Matce jednak mleko z piersi nie płynęło, Syn darł się w niebo głosy, z głodu. Więc był dokarmiany. Zresztą dokarmionego już go Pani Laktacyjna przyniosła za pierwszym razem. Matka żeby stymulować wypływ mleka z piersi, darła je na sucho laktatorem. Tak jak poradziła Pani Laktacyjna. Na trzecią dobę pobytu w szpitalu, na pytanie Pani Laktacyjnej czy karmicie, Matka odpowiedziała, że przystawia ale chyba jej nie leci bo Syn płacze przy piersi. Pani Laktacyjna wzięła pierś Matki w ręce, ścisnęła trzema palcami brodawkę z całej siły, Matka zobaczyła gwiazdy przed oczami, z piersi wypłynęła jedna kropla, jedna... Jak to nie leci, jak leci? Przystawiać bo zastoje się zrobią. 

Tak Matka, Ojciec i Syn pojechali do domu. W domu Matka Matki pomagała Matce przystawiać. Było lepiej, ale Syn nie chciał ciągnąć cyca bo pokochał już butelkę. Matka się nie poddawała, przystawiała non stop i jeszcze między czasie odciągała laktatorem, bo Syn nie opróżniał piersi, a bolały coraz bardziej. Całą żółtą siarę Matka odciągnęła i podała Synowi niczym życiodajny napój. Każdą krople, na wagę złota...

Odwiedzały Matkę pielęgniarka środowiskowa i położna. Pielęgniarka pomocna, z karmieniem, z własnego doświadczenia, doradzała jak umiała. Położna po obmacaniu piersi Matki, stwierdziła że mleka Matka to ma na trojkę dzieci co najmniej, ale z takimi sutkami to nie wie co będzie. I dlaczego Mąż nie pracował nad piersiami przez 9 miesięcy... Czy Matka już tego gdzieś nie słyszała?

Walka Matki trwała 3 miesiące... Ostatnie tygodnie polegały na odciąganiu mleka i podawaniu butelką. Matka takiego karmienia nie życzy nawet najgorszemu wrogowi. Laktator to najgorsze co mogło Matkę spotkać. Takie na pół spełnienie swojego marzenia o karmieniu naturalnym. Walka o każdą krople matczynego cudu. I pytanie każdej napotkanej osoby. Karmisz? Nie kurwa, głodzę swoje dziecko! Dziwne, że mężczyźni też zadają takie pytania... Mówcie co chcecie, ale żadne cudowne wynalazki, laktator imitujący dwie fazy ssania i inne duperele nie podtrzymają laktacji. Tylko dziecko i spokojna głowa Matki może to zapewnić. Ale Matka nie miała ani dziecka przy piersi, ani tym bardziej spokojnej głowy. Pokarm u Matki zanikł po trzech miesiącach. 

Trzy słowa. POT, KREW I ŁZY. Takie wspomnienia ma Matka z okresu karmienia piersią. 

Post ku przestrodze dla wszystkich marzących, o cudownych chwilach przy piersi z dziecięciem, przyszłych Mam.

Jako Matka wyrażam szczerą nadzieje, że jeszcze będzie mi dane odczuć na własnej skórze piękno chwili. Ja, dziecko i mleko w piersiach.

A jak było u Was kochane mamy? Dostałyście wsparcie i fachową pomoc w szpitalu?


foto foter.com autor c r z
TOP