Dzieci się rodzą. Rodzą się, i z założenia są ludzkie. Ale historia przypadki zna różne. Ponoć raz pewne bliźniaki płci męskiej, wychowała wilczyca. I były one i wilcze i ludzkie. Te bliźniaki. Innym razem, jednego chłopca wychowały małpy, czy też goryle, w każdym razie jakieś człekokształtne. I chłopiec ten był trochę małpi, trochę ludzki. Może bardziej małpi, ale kto by to wiedział, przecież nikt go nie widział. No chyba, że w Holiłudzie. Za to Matce trafiło się psie dziecko. Tak. Psie dziecko. Wychowane z przybranym psim ojcem lub psim bratem, bo akurat nie z suką.
Matka uwielbia psy. Tego swojego psa też. Czasem wprawdzie, wolałaby go rzucić z balkonu, ale i tak go uwielbia. Syn Matki od narodzin żyje z psem u boku. Pies towarzyszy Synowi w ciągu całego dnia. Przy posiłkach, przy kąpieli, przy zabawie... To takie fajne. Urocze. I międzygatunkowe nawet porozumienie. Tak Matka sobie myśli. Albo myślała. Bo z tej psiej i dziecięcej integracji, wyrosło jej psie dziecko.
Dziecko Matki potrafi chodzić. Potrafi, ale nie robi tego. Po kilku krokach wraca do raczkowania i goni psa. Pies na czterech. Dziecko na czterech. Widocznie ma jeszcze czas na chodzenie... Tak zapewne.
Posiłki dziecka też są z psem u boku. Nie wspominając o tym, że Syn jedzenie wyciąga z buzi i wyrzuca psu na podłogę. Syn nie bierze jedzenia rekami lub sztućcami i nie kieruje go do buzi, tylko je bezpośrednio z talerzyka - ustami. W sumie, Matkę już nawet to nie dziwi.
Dziecko wymyśla rożne zabawy, jak to dziecko. Część z nich jest niedozwolona. Jak na przykład walenie drzwiczkami od szafek w kuchni. Syn o tym wie, ale i tak próbuje. Matka nie pozwala, Syn się złości. I z tej złości zaczyna gryźć uchwyt od szafki. Cóż, całkiem normalne zachowanie.
Z gryzieniem, to w ogóle Syn się zaprzyjaźnił. Wykorzystuje często i skutecznie. Ostatnio ugryzł Matkę Matki, w udo, bo ta nie chciała go wziąć na ręce gdy myła naczynia. Swoja drogą, Syn ma 9 zębów, a zostawił niezły ślad, ma moc w szczękach...
Za najlepszą zabawę, Syn uznaje złapanie pluszaka w paszczę i bieganie z nim po podłodze, na raczkach oczywiście, jednocześnie ruszając głową na boki i warcząc. Wszystkie dzieci się tak bawią, prawda?
Mogłaby Matka jeszcze mnożyć tutaj psie pierwiastki, które się mnożną w jej dziecku. Ale po co. Trzeba to jakoś przetrwać, tylko niewtajemniczeni się tak jakoś głupio patrzą. Wiadomo przecież, że z kim się zadajesz takim się stajesz. A dzieciaki zwłaszcza. Zwłaszcza te kilkunastu-miesięczne. Jak by się Syn bawił z innymi dziećmi, to by przejmował ich zachowania. Więc może lepiej, że się nie bawi.
Na to wygląda, że Matka nie umie wychowywać dziecka i sprawy w swoje ręce, a raczej łapy, przejął pies. Na razie efekty jego pracy zaskakują samą Matkę. Biorąc pod uwagę, że psy to mądre, dobre i przyjazne zwierzęta, Matka liczy, że Syn ostatecznie wyrośnie na ludzi...
foto pixabay.com lixyee
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli to, co właśnie przeczytałeś spodobało Ci się, poruszyło Twoje serce, lub usta do uśmiechu, pozostaw swój komentarz.
Jeśli nie, to kulturalna, konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.