Pamiętacie jak kiedyś Matka Wam pisała, że jej dziecko zachowuje się jak pies? Muszę Wam z niepokojem przyznać, że stan ten się pogłębia. Syn Matki zamiast się z wiekiem uczłowieczyć, staje się bardziej psi niż pies.
Powiem Wam, że pal sześć jak Syn naśladuje psa przy Matce, w zaciszu domowym. Jest to nawet zabawne. Takie odkurzanie na przykład staje się wtedy wydarzeniem o randze wizyty w wesołym miasteczku tudzież cyrku. Tak się składa, że pies wyjątkowo nie lubi się z odkurzaczem i namiętnie na niego szczeka gdy tylko się go włączy. Syn, jako wierny fan psa, nie może pozostać na takie przedstawienie obojętny. Wyobraźcie sobie teraz chłopca biegającego w okół odkurzacza, próbującego szczekać i warczeć. I o zgrozo, robiącego to bardzo przekonywająco. Normalne o tyle, o ile dziecko umiało by chociaż mówić, ale niestety ta umiejętność jeszcze przed nim. Niechęć do odkurzacza, to wśród psich zachowań u Syna wierzchołek góry lodowej. Na porządku dziennym jest chodzenie na czterech, warczenie, ostatnio nawet gryzienie. Syn łasi się do nogi Matki tak jak pies, ściele się na legowisku psa tak jak pies i w ogóle zachowuje się jak pies.
Więź dziecka i tego Bogu ducha winnego psa, choć zdaje się być nieoceniona i piękna, to czasem Matkę osłabia do granic możliwości. Bo jak nie zwariować kiedy Syn postanawia być psem obronnym i z dumą, ramię w ramię, tudzież łapa w łapę ze swoim przyjacielem psem oszczekuje sąsiadów. Na prawdę, beka na całego. Tylko czekać, aż ktoś Matce jakąś kontrolę z mops-u naśle. Bo co sobie taki biedny przechodzień niczego nieświadomy ma pomyśleć. Idzie sobie spokojnie drogą, aż tu nagle za rogu wyskakuje w jego kierunku kundelek taki po kolano wysoki, szczekając namiętnie, a tuż za nim biegnie lekko pochylony do przodu, z rękami wyciągniętymi do tyłu niespełna dwulatek który oszczekuje go po swojemu. Widzicie to? No właśnie. Też myślę, że w tym domu nie mieszkają ludzie normalni, a to biedne dziecko wychowuje pies.
Tak się składa, że Matka z Ojcem i Synem byli ostatnio na weselu. Jak to przy okazji takich imprez, dzieci mają okazję do integracji. Ale po tym, jak Syn Pierworodny obwarczał swoją potencjalną towarzyszkę zabaw podczas ślubu w kościele, dziewczynka do końca imprezy na wszelki wypadek już się do niego nie zbliżała. Mąż Szanowny musi przeprowadzić z Synem poważną rozmowę i wytłumaczyć mu, że warczenie to nie jest dobry pomysł na podryw. Gdybyście widzieli przerażenie w oczach tej dziewczynki, poważnie się obawiam czy nie nabawiła się traumy... Nie była gotowa na takie psie rozmowy. Porozumiewawcze spojrzenia jej rodziców i innych uczestników ceremonii, pokazały całkowity brak zrozumienia dla zachowania Syna Pierworodnego. W sumie to się im Matka nie dziwi, też bym nie chciała żeby ktoś warczał na moje dziecko. Na szczęście na moje dziecko nikt nie warczy, bo to ono warczy na innych. Chociaż mówią, że karma wraca (nie psia karma, tylko karma, rozumiecie). Jeszcze może być tak, że Syn kiedyś trafi na inne psie dziecko, takie które wychowuję się z rottweilerem na przykład, a nie z takim kundelkiem jak Syn. I co wtedy? Kto na kogo zawarczy bardziej przekonywająco?
Reasumując, Syn Matki coraz bardziej schodzi na psy, proces trwa, izolacja od psa nie wchodzi w rachubę, brak pomysłu na inne środki zaradcze. Więc obserwujemy i mamy ubaw. Przecież kiedyś z tego wyrośnie. Prawda? Powiedźcie, że prawda...
foto pixabay.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli to, co właśnie przeczytałeś spodobało Ci się, poruszyło Twoje serce, lub usta do uśmiechu, pozostaw swój komentarz.
Jeśli nie, to kulturalna, konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.