Święta Wielkanocne już tuż, tuż. Czas leci zdecydowanie za
szybko. Jeszcze wczoraj były Święta Bożego Narodzenia. Co niektórzy jeszcze nie schowali choinki, nie wspominając o światełkach na balkonie. Jeszcze czujesz
smak uszek z grzybami? Tęsknisz za wieczorami przy kominku, za kolędami,
igliwiem pachnącym w domu? Ja trochę też, ale wiesz co? Musze Ci to powiedzieć.
Mino wszystko, wolę Święta Wielkanocne od Świąt Bożego Narodzenia. Mówisz, że nie
możesz się ze mną zgodzić, że w Boże Narodzenie czuć prawdziwą magię świąt?
Poczekaj, pozwól mi wyjaśnić. Oto dlaczego uważam Święta Wielkanocne za lepsze.
Bo Nie ma prezentów.
Wiem, że podobno dla niektórych dzieci w Wielkanoc „zajączek”
coś podrzuca w ogrodzie, ale na szczęście nie na prowincji. U mnie w domu na
Wielkanoc nie ma prezentów. I to jest najlepsze co mogło się tym świętom
przytrafić. Żeby nie było, uwielbiam dostawać prezenty, obdarowywać też. Ale w
czasach gdy wszyscy wszystko mają, świąteczne prezenty są katorgą. Przez
miesiąc zastanawiamy się co komu kupić, żeby tego po rozpakowaniu nie schował na
dnie szafy. Chociaż schowanie na dnie szafy jeszcze nie jest najgorsze.
Świadczy o choć odrobinie sympatii do osoby obdarowywającej, bo nie do
prezentu. Niektórzy nie trafiony prezent po prostu od razu pakują do czarnego
wora i baj baj. Mimo tego, że rozpakowywanie prezentów znalezionych pod
choinką ma swój niepowtarzalny urok, to czasem przysłania cały sens przebywania
wokół tej choinki, zwłaszcza u małych dzieci. Dlatego o ile ja, wychowana bez
prezentów pod choinką, które pojawiły się u nas w domu po raz pierwszy może z 10
lat temu, traktuje je jako sympatyczny dodatek, to współczesne dzieciaki często
święta kojarzą tylko z prezentami i tylko na to czekają. Wiem, że brzmię jak
stara prukwa, ale tak to widzę. Dlatego cieszę się, że na Wielkanoc prezentów
się nie daje. Dzięki temu te święta są o
wiele spokojniejsze.
Bo nie ma śniegu.
Wszyscy co mnie znają wiedzą, że kocham narty i zimę
ogólnie. Ale muszę przyznać, że świętować
wolę akurat na zielonej trawce a nie w zamkniętym pomieszczeniu, wypełnionym
suchym za gorącym powietrzem bo ktoś przesadził z dołożeniem drewna do pieca,
albo w zimnym i wilgotnym, bo ktoś inny oszczędza na paliwie opałowym albo po
prostu lubi mieć temperaturę powietrza
na poziomie 18 stopni w domu. Zwyczajnie ciężko mi dogodzić w kwestii
odpowiedniego klimatu cieplnego pomieszczeń w okresie grzewczym. Albo mi zimno,
albo gorąco. A do tego zbyt duże natężenie ilości osób na metr kwadratowy powierzchni
podłogi i gromada dzieci które muszą sobie jakoś zając czas wewnątrz domu, bo
przecież gdy się ściemnia, a ściemnia się wcześnie, nie będą lepić bałwana na podwórku, potęguje
uczucie ciasności. Dlatego argument braku śniegu w Święta Wielkanocne bardzo do
mnie przemawia. Generalnie powiew
wiosennego powietrza na święta daje pozytywnego kopa, a wyjście na spacer w tym
okresie się wydaje jakieś takie naturalne. Oczywiście wiem, że zdążają się takie Wielkanoce z opadami śniegu i Boże Narodzenie bez śniegu. Ale, o ile Boże Narodzenie bez śniegu, a nie daj Boże z deszczem, jest przygnębiające, to
Wielkanoc z krótkim opadem śniegu, który zaraz potem topnieje na zieleniejącej
się trawie jest do przeżycia. Śnieg na wiosnę to takie ciekawe zjawisko, jak walka dobra ze złem, zimy z wiosną, ciepła
z zimnem.
Bo nie ma Pasterki.
To na prawdę piękna msza, magiczna, w środku nocy. Ale
zwyczajnie, fizycznie, na niej zasypiam. Po dużej i ciężkiej kolacji wigilijnej
albo i dwóch czekam na godzinę 24 przysypiając na kanapie. Potem w kościele
chwieje się na nogach, przecierając co chwilę oczy, jednocześnie marznąc w
stopy. Zupełnie inaczej jest na Wielkanocnej Rezurekcji. Gdy już wieczorem
kładę się spać z myślą że wstaję o 5 rano. Lubie to uczucie, zimnego porannego
rześkiego powietrza, które uderza w moje ciało gdy wychodzę z domu wprost na
widok wschodzącego słońca. Aż czuje wtedy w kościach, że ten poranek zmienia
świat. Jak dla mnie msza rezurekcyjna zdecydowanie wygrywa z pasterką, albo północką, jak to się u nas mówi.
Bo jest trochę zadumy.
W Boże Narodzenie świętuje się cały czas. Mam wrażenie, że
jak tylko minie dzień zaduszny to na całym świecie wszyscy już świętują Boże Narodzenie. Witryny sklepowe i reklamy w telewizji przypominają Ci cały czas, że
powinieneś się radować i …kupować. Też jestem w tym okresie radosna i daje się
ponieść wszechobecnej gorączce. Po czym mam dziwne uczucia przeżarcia,
ociężałości i sztucznej szczęśliwości. A w Wielkanoc tych uczuć nie ma.
Wszystko jest bardziej naturalne. Dzięki zadumie Wielkiego Tygodnia i
wyciszeniu emocji, skupieniu się na swoim wnętrzu i zajrzeniu do ciemnych
zakamarków swojej duszy. Po tym wszystkim Wielka Niedziela cieszy jeszcze bardziej. Bazie uderzają ze zdwojoną siłą. Śniadanie smakuje jak nigdy.
Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój.
Musze przyznać, że w Wielkanocy czuje moc. Jest dla mnie
mocno mistyczna. Porządek w domu, w obejściu i w duszy, pozwala na osiągnięcie
rzadko widzianego w ciągu roku spokoju ducha. To święta które dają nadzieje. Sprawy wiary są bardzo indywidualne, staram się
innym nie zaglądać do serc. Ty nie zaglądaj mi, nie będę prowadzić tutaj
dyskusji o dogmatach wiary. To tylko
post o tym co wolę w świętowaniu Wielkanocy od świętowania Bożego Narodzenia. Jednak nawet jeżeli nie obchodzisz Świąt Wielkanocnych to możesz zgodzić się ze mną, że w życiu nie chodzi o to jak
wyglądasz na zewnątrz w oczach innych, ale o to jak wyglądasz w swoich oczach.
Czy czujesz, że dbasz o to by być dobrym człowiekiem. Czy gdybyś miał możliwość
przeglądania ludzkich dusz, ludzkich serc, czy chciałbyś podejść do samego
siebie i powiedzieć, Cześć, jesteś tak niesamowitym człowiekiem, że chce byś
został moim przyjacielem.
A Ty? W czasie których świąt czujesz się bardziej swojsko?
PS: Jest tylko jedna rzecz której brakuje mi na Wielkanoc - kolędy :)
foto pixabay.com annca
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli to, co właśnie przeczytałeś spodobało Ci się, poruszyło Twoje serce, lub usta do uśmiechu, pozostaw swój komentarz.
Jeśli nie, to kulturalna, konstruktywna krytyka zawsze mile widziana.